Przygoda z lataniem u Wojtka Bógdała z Tłuchowa nie jest dziełem przypadku. Motoparalotnia jest z nim od dzieciństwa. - Gdy miałem trzy lata, tata kupił sprzęt. Już jako dziecko latałem z nim w tandemie - wspomina Wojtek. - A gdy skończyłem szesnaście lat, zacząłem latać samodzielnie.
Wojtek zdradza, że jego tatę zawsze ciągnęło do sportów ekstremalnych, a on po nim ma to już w genach. - Tata skakał ze spadochronem, uprawiał karate, ale motoparalotnie zwyciężyły - dodaje tłuchowianin.
Decyzja o starcie w zawodach nie był łatwa, ponieważ tata Wojtka zawodowo zajmuje się fotografią i filmem lotniczym, i zna zagrożenia, które wynikają z latania na niewielkim skrawku tkaniny. Chęć brania udziału w zawodach spotykała się zatem z oporem rodziców, ale talent, ciężka praca, wytrwałość i roztropność Wojtka zaowocowały serią wspaniałych zwycięstw. Mistrzostwo świata i Europy, potrójne mistrzostwo Polski. Otrzymał także zaszczytny tytuł Tłuchowianina Roku.
- To dla mnie ogromne wyróżnienie - mówi skromnie Wojtek, choć półki uginają się od dyplomów i pucharów - tym bardziej cenne, że mimo młodego wieku, nadane przez najbliższą mi społeczność.
Podczas ostatnich Mistrzostw Europy w Hiszpanii Wojtek wywalczył złoty medal dla polskiej drużyny, zdobywając trzy srebrne medale w slalomach na nogach, na wózkach i w sztafecie, tylko o 22 tysięczne sekundy na 33-sekundowym slalomie ustąpił pola Francuzowi. Sam start w dwóch kategoriach równocześnie był niezwykle wyczerpujący.
Do każdych zawodów starannie się przygotowuje. Od początku swojej przygody z lataniem, chciał się ścigać z najlepszymi.
-Dużo czytałem na temat rywalizacji sportowej - opowiada - z tatą pojechaliśmy popatrzeć, jak to wygląda na żywo, a później po ciężkich treningach, wygrałem swoje pierwsze zawody, by później wygrywać pojedynki z najlepszymi na świecie.
Rywalizacja dzieli się na dwie kategorie. Slalomowa, gdzie lotnik między ustawionymi 12-metrowymi pylonami musi jak najszybciej pokonać określoną trasę. Dużą trudnością jest jej zapamiętanie. W zawodach klasycznych dochodzi nawigacja i lot ekonomiczny, bo zawodnicy otrzymują tylko określoną ilość paliwa. To z pewności nie jest tani i bezpieczny sport. Co roku ginie kilka osób. Wojtek był świadkiem śmiertelnych wypadków jego kolegów.
- To daje do myślenia. Mama na początku była zła na tatę, że zaszczepił we mnie tę pasję - mówi chłopak. -Jednak tata stwierdził, że skoro mam latać, to mam to robić dobrze. Na drogach ginie zdecydowanie więcej osób niż w powietrzu.
Obecnie zawody przeprowadzane są nad wodą, jest to bezpieczniejsze.
- Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Nie latam, kiedy jest wiatr i pada deszcz -wyjaśnia Wojtek. - Startować mogę z miejsca, gdzie jest dużo wolnej przestrzeni, nie ma słupów z liniami wysokiego napięcia.
Wojtek najwyżej był 3 kilometry na ziemią. Szybował w obłokach wiele razy. Ile godzin, nie liczył. W podniebne podróże zabrał również mamę i babcie. - Najprzyjemniejsze jest oderwanie się od ziemi. Wtedy czuje się, że zostawia się na dole swoje problemy i troski - opowiada. - Nie ukrywam, że latanie zbyt wysoko nie jest przyjemne. W końcu temperatura jest tam znacznie niższa i różnica ciśnień robi swoje.
Wojtek na co dzień lata w płockim aeroklubie, wykorzystując każdą chwilę sprzyjającej pogody. Codziennie „buja w obłokach”, ale też twardo stąpa po ziemi.
Studiuje budowę maszyn na płockiej politechnice.
Więcej przeczytasz w Tygodniku Lipnowskim
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?