Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Sylwią Izdebską, pedagogiem szkolnym w ZPO w Wielgiem

Redakcja
Małgorzata Chojnicka
Rozmowa z Sylwią Izdebską, pedagogiem szkolnym w Zespole Placówek Oświatowych w Wielgiem

Młodzi ludzie na pewno nie mają łatwo, bo współczesny świat bardzo przyspieszył. Są bombardowani zewsząd różnymi bodźcami, co nie wychodzi im na dobre. Od rozwoju nowoczesnych technologii nie ma ucieczki, ale czy można znaleźć przysłowiowy złoty środek, by dziecko nie zatraciło umiejętności najzwyklejszej rozmowy?

W naszej szkole jest zakaz używania telefonów komórkowych. Obowiązuje on od kilku lat. Nigdy jednak nie zapomnę pewnego widoku, który dosłownie ściął mnie z nóg. Akurat zadzwonił dzwonek i uczniowie jednej z klas wychodzili z sali na przerwę. Każdy z nich przed nosem trzymał swój telefon komórkowy. Myślałam, że znalazłam się w zupełnie innej rzeczywistości. To był dla mnie szok. Podobnie, jak dowiedziałam się, że przyjaciółki, które chodziły do dwóch równoległych klas, wysyłały do siebie smsy zamiast spotkać się na korytarzu i normalnie porozmawiać. Nie uciekniemy od nowoczesnych technologii, ale nie wolno nam się w nich zatracić. W końcu nie po to posiadamy umiejętność mowy, aby z niej nie korzystać.

W porządku, ale jak dziecko ma rozmawiać, jak już w wózeczku bawi się iphone’m? Później uczy się, że wysłanie uśmiechniętej buźki może zastąpić wypowiedzenie przynajmniej kilku słów…

I to jest właśnie ten straszliwy błąd popełniany przez rodziców. Potem trafiają do mnie uczniowie, którzy mają potężne problemy z koncentracją uwagi. Nie potrafią jej skupić na żadnej czynności przez dłuższy czas. Mama się cieszy, że jej pociecha jest taka sprytna i tak tymi paluszkami zręcznie przesuwa po monitorze. Maluchowi lepiej by zrobiło, gdyby przy okazji przygotowywania obiadu dostało do ugniatania kawałek ciasta na pierogi. Poprzez wszelkie zabawy manualne stymulowany jest bowiem mózg. Współczesne dzieci już zaczynają później mówić, bo mają do czynienia z niewłaściwymi bodźcami. Włączenie bajek i posadzenie malucha przed monitorem może być dla rodziców wygodne, bo nie muszą odpowiadać na żadne pytania, których w pewnym wieku mały człowiek ma bezliku. Jednak tym samym zaprzepaszczają okres intensywnego rozwoju własnego dziecka. Tego straconego czasu już nie uda się im nadrobić.

Jest takie żartobliwe określenie, że dziecko wychowuje się do siódmego roku życia, a potem można się już tylko modlić. Przesada, czy jednak prawda?

Coś w tym jest, bo na samym początku dziecko rozwija się najbardziej dynamicznie. W ciągu pierwszych lat życia zdobywa przecież podstawowe umiejętności. Opanowuje naukę chodzenia, sygnalizuje potrzeby fizjologiczne, zaczyna mówić. Wszelkie nawyki wynosi z wczesnego dzieciństwa. Gdybyśmy tak mieli się zastanowić, czy aż tak bardzo różnimy się od siebie, gdy mieliśmy te kilka lat? Jeśli ktoś wszystko robił powoli i dokładnie, to też tak będzie miał w dorosłym życiu. A z małego nerwusa nie wyrośnie człowiek, który pomyśli zanim coś powie. Dlatego rodzice muszą najpierw zobaczyć w swoim dziecku odrębną istotę, która nie jest ich kopią i rozpocząć wspólną drogę przez życie. Może zabrzmi to trochę kontrowersyjnie, ale człowieka wychowuje się przy okazji. Spędzanie czasu z dzieckiem nie polega najpierw na zabawianiu go, a potem na prowadzeniu wychowawczych rozmów, a na byciu ze sobą podczas czynności dnia codziennego. Ono uczy się poprzez naśladownictwo i wykorzystajmy ten czas, kiedy jesteśmy dla niego autorytetem. Dla nastolatka najważniejsza będzie już grupa rówieśnicza i dobrze, jeśli będzie miał zbiór podstawowych zasad, które na starcie przekazali mu rodzice.

W tej szkole dużo się dzieje

Można tego człowieka wyciągnąć sprzed monitora?

Oczywiście. W rodzinie trzeba mieć wypracowane sposoby na wspólne spędzanie czasu. Wdzięczne są zajęcia w kuchni, kiedy można zaangażować każdą parę rąk, nawet tych najmniejszych. Gotujmy razem pierogi, pieczmy pierniki, róbmy domową pizzę. I rozmawiamy ze sobą! Tak samo możemy pracować w ogrodzie. Dziecko zrozumie, że nic nie robi się samo. Wybierzmy się razem na spacer, zagrajmy w grę planszową lub karty. Sposobów jest mnóstwo. Dzięki temu poznamy własne dziecko, a ono nas. Połączy nas nie tylko nazwisko, ale ta mistyczna wręcz więź, kiedy zaczniemy rozumieć się bez słów.

Czy rodzice szukają u Pani pomocy?

Różnie z tym bywa. Czasami zapraszam na rozmowę i słyszę, że w domu nie ma z dzieckiem problemu. Gdy zaczynam drążyć temat, to dowiaduję się, że syn schodzi tylko na posiłki, a cały czas po szkole spędza w swoim pokoju. Miałam też okazję usłyszeć od matki, że nie rozmawia ze swoim dzieckiem, bo w sumie nie ma o czym. Na szczęście są rodzice, którzy nie zamiatają problemu pod dywan, a próbują go rozwiązać i szukają pomocy.

A jaką jest Pani mamą?

Na pewno niekonsekwentną, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Bywam stanowcza i stawiam wymagania. Moje dzieci są zaangażowane chociażby w sprzątanie, ale potrafią mnie też „podejść”. Tak szybko dorastają i chcę nacieszyć się ich dzieciństwem. Muszą wiedzieć, że są kochane, bo w przeciwnym wypadku same nie będą umiały kochać i okazywać uczuć. Rozwój człowieka przebiega na wielu płaszczyznach, a w życiu tak samo ważna jest znajomość tabliczki mnożenia, jak i umiejętność zawiązania sobie sznurowadeł.

Dziękuję za rozmowę.

Emerytury dla matek. Sprawdź, o co w tym chodzi!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z Sylwią Izdebską, pedagogiem szkolnym w ZPO w Wielgiem - Gazeta Pomorska

Wróć na lipno.naszemiasto.pl Nasze Miasto