Bożena Łukianiuk mówi, że życie jej nie rozpieszcza. Od 20 lat nie ma dachu nad głową. Bez pomocy kolegi Krzysztofa Zawirowskiego, nie miałaby gdzie się umyć ani zjeść.
- Po rozwodzie mąż wystąpił do sądu o eksmitowanie mnie z mieszkania. Sąd przychylił się do tego i zostałam bez miejsca zamieszkania - opowiada kobieta.
Początkowo pomagała jej matka, która kilka lat temu zmarła. - Szukała mi mieszkań, pomagała finansowo. W małżeństwie byłam bita i poniżana. Mam przez to depresję, choroba jednak się nasila - dodaje pani Bożena.
O pomoc wielokrotnie prosiła magistrat. Już ówczesny burmistrz Wiesław Białucha zajmował się sprawą przyznania jej lokalu.
- Dostałam cztery kąty w kontenerze przy ulicy Komunalnej. Nieciekawe towarzystwo, ciągłe libacje i strach. Do tego ogromne rachunki na prąd - wspomina, pokazując opłatę za energię na ponad 900 złotych. Wszystkie rachunki i opłaty robiła na czas. - Musiałam zrezygnować z mieszkania tam - dodaje. - Proponowano mi lokale w piwnicy, z grzybem, bez grzejników, które miałam wyremontować na własny koszt .
Odmawiała i zamieszkiwała po klatkach i garażach. Jak mówi, finansowo nie dałaby rady odremontować mieszkań. Otrzymuje jedynie zasiłek stały w wysokości ponad 530 złotych.
Z pomocą przyszedł znajomy Krzysztof Zawirowski, który użyczył kobiecie łazienki. - Mam gdzie się umyć. Jem bułki i suche potrawy. Czasem nic, leki są bardzo drogie.
Kobieta prócz depresji leczy się na kręgosłup. - To bez serca, żeby zostawić osobę bez pomocy. Mimo licznych obietnic burmistrzów nie dostała żadnego lokalu - opowiada pan Krzysztof.
Pokazują pismo byłej burmistrz Doroty Łańcuckiej, gdzie jest napisane, że pierwszeństwo do lokalu mają osoby bezdomne, matki z dziećmi, osoby chore lub z wyrokiem eksmisyjnym. - Ja jestem chora, jestem bezdomna i z wyrokiem. Co mam począć? - pyta. - Obiecano, że po zakończeniu budowy budynku komunalnego otrzymam mieszkanie. Niestety, komisja nie uwzględniła mojego wniosku.
Pani Bożena nie kryła łez ani rozgoryczenia. - Nie mam się gdzie podziać. Nie proszę o wiele, jedynie o schronienie - mówi płacząc. Nie chce pokazywać swojej twarzy, bo boi się reakcji mieszkańców. Jak mówi, pogoda jej sprzyja, dzień i wieczory spędza na ławce, w parku lub na placu Dekerta.
- Prosiłam na kolanach urzędników, słyszałam wiele obietnic, a tu nic - dodaje. Pan Krzysztof jest oburzony postępowaniem pracowników urzędów i włodarzy miasta. - Wchodzą z butami w życie człowieka, dopytują z kim jest, a to nieważne. Trzeba pomóc tej kobiecie - uważa.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?