Związek Nauczycielstwa Polskiego odpiera wcześniej zarzuty i mówi, że ze sprawą nie ma nic wspólnego. ZNP użyczał kasie jedynie miejsca do spotkań. Kto zatem trzymał piecze nad kasą i pracownicą, która ją obsługiwała? Po wcześniejszym naszym artykule członkowie kasy, przychodzili do siedziby lipnowskiego oddziału ZNP, tam niestety nie uzyskali żadnej informacji.
- Tłumaczono mi, że nie mają z kasą nic wspólnego - mówi jedna z nauczycielek. - Teraz czuję się jak oszukane dziecko. Byłam w kasie tyle lat, a nie orientuje się kto miał nad tym wszystkim kontrolę i do kogo mogę iść by dowiedzieć się jak wygląda stan mojego konta.
Pozostali członkowie, a w ostatnich latach było ich nawet 400, nie wiedzą ile zginęło pieniędzy z ich wpłat. Czy ktoś doliczy się skradzionej kwot? Wiele osób twierdzi, że nie.
- Ilość wypłat się zgadzały, były zaciągane jednak na fałszywe nazwiska. Kto wiedział, przy takiej ilości osób kto jak się nazywa - mówi jeden z członków. - W banku okazało się, że część przelewów była realizowana na konto byłej, nieżyjącej już księgowej.
Członkowie wobec tej kobiety mają najwięcej zastrzeżeń.
- Dziwię się, że nikt nie sprawdzał jej pracy - mówią.
Zdaniem członków kasy cały proceder wyprowadzenia pieniędzy był wnikliwie przemyślany.
- To nasz lokalny amber gold - śmieją jedni. Pozostałym do śmiechu jednak nie jest. - Nie wiem, ile zginęło mi pieniędzy. Nie jestem w stanie się tego doliczyć a jak zrobi to biegły? Zresztą, co grozi sprawcy, skoro już nie żyje - uważa jeden z naszych anonimowych rozmówców.
Księgowa ciężko chorowała. Koledzy i koleżanki przez czas choroby podobno bardzo jej pomagali, nikt nie spodziewał się, że mogłaby ich oszukać.
Kobieta była dodatkowo sekretarką w SP nr 3 w Lipnie, pieniądze za prowadzenie kasy pracowników oświaty to jej dodatkowe źródło dochodów. - Widocznie zbyt małe - żartowali co niektórzy.
Po 3 złote na kasę
Każdy członek na działalność kasy przekazywał 3 złote. Członków w ostatnim okresie było 400 bywało jednak, że ich liczba sięgała nawet 600.
- Wszystkie jednostki, z którymi zawarto umowy solidarnie ponosiły koszty urządzenia stanowiska pracy oraz wynagrodzenia pracownika wraz z pochodnymi od płac. Na tę kwotę składało się wynagrodzenie pracownika razem z pochodnymi , które ustalał dyrektor szkoły podstawowej nr 3 w Lipnie oraz dodatkowo 20 proc. wartości płacy i pochodnych jako koszt utworzenia i obsługi stanowiska pracy - tłumaczy nam jeden z członków kasy. - Pieniądze z jednostek na ten cel wpływały na konto szkoły do połowy każdego miesiąca. Kto ma obsługiwać kasę na stanowisku samodzielnego referenta ustalał samodzielnie dyrektor SP nr 3 w Lipnie.
Pozostali dyrektorzy jednostek zawierali umowę z dyrektorem lipnowskiej „trójki”. Wcześniej z Mirosławem Płukisem, obecnie z Jackiem Goździem.
Kto miał kontrolę?
Podobno już wcześniej kilka osób chciało sprawdzić pracę księgowej kasy. Wówczas kobieta broniła się mówiąc, że nadzór nad nią sprawuje jedynie dyrektor „trójki”.
- Nadzoru jednak nad nią żadnego nie było. Nie wiem kto był w zarządzie tej grupy, czy kiedykolwiek odbywały się jakieś spotkania by wybrać zarząd - mówi jedna z członkiń kasy.
Jak się okazuje, sprawa wyszła na jaw, nie po objęciu dokumentacji przez nową księgową, ale wówczas, gdy jedna z osób chciała wycofać swój wkład. Z dokumentacji, co prawda już po śmierci byłej księgowej, nie można było nic wywnioskować.
Jacek Góźdź uważa, że nie ma żadnego nadzoru nad księgową kasy zapomogowo - pożyczkowej pracowników oświaty.
- To był pracownik oddelegowany z mojej szkoły, ale nie miałem wpływu na funkcjonowanie kasy - mówi. - Główne decyzje podejmował zarząd. Ja nie wypłacałem tej pani wynagrodzenia za prowadzenie kasy. Robił to każdy z członków, przekazując po trzy złote na funkcjonowanie kasy.
Niektórzy członkowie uważają, że z kasy nie wypłynęło jednak dużo pieniędzy.
- Poszkodowanych osób jest wiele. Za pewne każdej zginęła jakaś suma- mówi jeden z członków. - Przy takiej liczbie członków skubnięcie z każdego wkładu po kilkadziesiąt do tysiąca złotych może dać sporą ilość pieniędzy, ale rozłoży się to na dużą ilość osób. W kasie, z tego co wiem, nadal jest bardzo dużo pieniędzy.
Sprawa nadal jest badana przez lipnowską prokuraturę. Przesłuchiwani są świadkowie, czyli część członków kasy.
- Nie chcę nic mówić, ze względu na dobro śledztwa - mówi Jacek Góźdź. Podobnie pozostali członkowie, którzy byli na przesłuchaniu, ale wolą zostać anonimowi.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?