Zobacz wideo: Wiatr zerwał blachę na dachu bloku w Bydgoszczy
- To nie jest zabawa. Tam jest wojna – mówi mieszkanka regionu, Ukrainka z obwodu ługańskiego. - Tam ludzie nie mają co jeść, brakuje wody, a dzieci śpią w kurtkach, żeby szybko uciec.
Kobieta w lipcu 2020 roku przyjechała do Polski. Wcześniej pracował tu jej mąż. Później dołączyła jej córeczki i mama.
- Dziewczynki świetnie się odnalazły. Mówią po polsku, chodzą do polskiej szkoły i przedszkola. Wcześniej w Lipnie, teraz we Włocławku – opowiada. - Polska to piękny kraj, ludzie są bardzo sympatyczni. Od początku spotykam się z ogromną życzliwością i pomocą z ich strony.
Pani Irena studiowała w Ługańsku gospodarkę międzynarodową. Po studiach urodziła pierwszą córkę, w swoim kraju nie mogła znaleźć pracy. Decyzja o wyjeździe była przemyślana. Teraz bardzo przeżywa, to co dzieje się w Ukrainie. - Nic mnie nie cieszy. Ja mam co jeść, jestem bezpieczna, ale moi najbliżsi nie. Tata został na wsi w obwodzie ługański. Brat z rodziną dojechali do Kijowa i są w centrum wojny. Nie mają jedzenia. Tam jest mała wnuczka mojego brata, bratanica, rodzina. Nie mają paliwa, żeby uciekać – opowiada.
Ukrainka zaznacza, że pomoc w Polsce dla uchodźców jest znakomita, ale tam na miejscu, nie ma żadnego wsparcia. - Mają pieniądze, ale nie mają, gdzie kupić jedzenia. Ludzie pozostawiali domy, teraz okradane są sklepy i opuszczone mieszkania. Wojna z jednej strony, z drugiej strony to kolejny problem. Mój tata na wsi ma jeszcze, co jeść. To starszy człowiek, nie chciał do nas przyjechać. Od początku chciał zostać w swoim kraju. Mój brat ponad 2 godziny czekał , by kupić malutki chleb. Dzieci śpią w kurtkach, bo nie wiadomo, kiedy przyjdzie uciekać. Wszyscy są w ogromnym stresie – opowiada.
Sama zaangażowała się w pomoc uchodźcom. Pomaga w wydawaniu jedzenia z włocławskiego magazynu i tłumaczeniu. Pani Irena pracuje we Włocławku w biurze, świetnie mówi po polsku, marzy, by zdobyć kolejny certyfikat B1. - Nie wiem, czy zaoszczędzone pieniądze nie będę musiała wydać na pomoc rodzinie. Nie zostawię ich w potrzebie. Certyfikat jest potrzebny, by przedłużyć pobyt, ale są sprawy ważniejsze. Żałuję, że żaden transport nie jedzie w rejony wojenne. Na stacjach nie ma paliwa i wszyscy czekają, ale ile trzeba mieć siły, żeby z małymi dziećmi iść pieszo – przyznaje.
Kobieta nie ma siły, by oglądać wojenne fotografie z Ukrainy. Boi się każdego dnia bardziej. - W Ługańsku nie ma ogrzewania, wody, internetu. Boję się bomby atomowej, że nie powstrzymamy jednego człowieka.
W Lipnie cały cza zbierane są dary dla uchodźców. Ponadto w magistracie trwa zbiórka leków, które będą dostarczone do Ukrainy i odebrane przez lwowską policję.
W szpitalu w Lipnie powstał zespół specjalistów mających na celu nieść pomoc medyczną i psychologiczną dla osób z Ukrainy, które opuściły swój ogarnięty wojną kraj i przebywają w naszym regionie. Przez cały tydzień w godzinach 9.00 – 10.00 będą dyżurowali specjaliści, którzy także mówią w języku ukraińskim.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?